- Zdarzyło mi się coś takiego, jak choroba. Wiele lat uprawiania nie tyle artystycznych tournee, co konwojów do Murmańska, szlajania się po hotelach, kończenia pijaństw o czwartej nad ranem, żeby godzinę później wsiąść w pociąg z Przemyśla do Szczecina, gdzie były następne koncerty – to musiało w pewnym momencie dać o sobie znać. Trzeba było wyciąć sobie trochę podrobów, żeby przeżyć. I wtedy nagle skonstatowałem, że nie chcę już płacić tak wysokiej ceny za swoją wiarygodność – wiarygodność wobec adoratorów, którzy uważali, że skoro śpiewam „Pozwól do domu iść, wódko”, to muszę być alkoholikiem. Musiałem im za wszelką cenę udowadniać, że sam doświadczam tego, o czym śpiewam. W pewnej chwili zadałem sobie pytanie – dlaczego mam ponosić aż takie konsekwencje, skoro sztuka jest pięknym oszustwem. Wszystko jedno, czy śpiewając o wódce piję ją, czy nie...
- Mniejsza o stan, w jakim śpiewałeś. Teraz już nie występujesz publicznie w ogóle, chyba, że gdzieś ukradkiem, po kryjomu.
- W zasadzie rzeczywiście już tego nie robię. Ostatni koncert odbył się rok temu w Montrealu. Poza tym od dawna porzuciłem estradę.
Dlaczego? Przestałeś to lubić? Znudziło ci się?
- Mam za sobą trzy tysiące zagranych koncertów i sześćset napisanych piosenek – to są ogromne liczby! To był mój sposób na okiełznanie rzeczywistości, która waliła się na mnie, jak ściana; mój sposób na wyrażanie stosunku do życia, do tego, co nas otacza. Nie można w takiej sytuacji powiedzieć „znudziło mi się”. A słychać o mnie dlatego mniej, że tamten rodzaj działalności nadawał rozgłos autorowi i wykonawcy. Trudno o podobną popularność, gdy uprawia się malarstwo pejzażowe. Jednak nie myśl, że to nagła przemiana – przy wszystkich rzeczach, którymi się zajmowałem: przy pisaniu książek w lżejszym czy poważniejszym wydaniu, pisaniu dla dzieci, układaniu szlagierowych piosenek, pisaniu piosenek kabaretowych dla siebie i innych wykonawców – równocześnie z tym wszystkim malowałem i rysowałem. Można powiedzieć, że wciąż zajmuję się tym samym, tylko zmieniły się proporcje.
Przecież przed chwilą powiedziałeś, że porzuciłeś kabaret?
Ale piszę nadal kabaretowe teksty. Wykonują je świetne piosenkarki: Edyta Geppert wydała płytę i kasetę z moimi piosenkami, Grażyna Łobaszewska i Jolanta Kaczmarek. Także w telewizji pojawiły się programy mojego autorstwa.
Jednak coś w tonie i twojej sztuce się zmieniło – piszesz dla innych wykonawczyń – kobiet lirycznych, śpiewających refleksyjnie. Gdzie twój dawny pazur? Kto go obgryzł? A może został spiłowany?
Nie straciłem kłów. Wojna nadal się we mnie toczy, tylko jest to wojna o jakość. Nie odżegnuję się od tego, że być może jutro nagle pójdę w świat, gdy tylko poczuję, że mam coś do wykrzyczenia.
Rozmawiała Monika Małkowska. Wywiad ukazał się w "Życiu" z 9 marca 1994 roku.